środa, 30 stycznia 2013

Ogłoszenie

Na moim blogu wybuchła wojna z powodu głupiego szablonu. Mówiąc szczerze nie obchodzi mnie to, bo mam ważniejsze sprawy. Przykro mi ale od teraz anonimy nie będą mogły dodawać komentarzy. Nie lubię spamu. Niech ci mądrzy nazywający mnie głupią laską pokażą kim są, a nie piszą z anonimów. Ja się z nikim nie będę sprzeczać, usunęłam ten głupi szablon i koniec tematu. Jeśli macie zamiar wypisywać te głupoty to założę wam specjalną zakładkę pt. "Głupoty innych ludzi" .
Pozdrawiam moich stałych czytelników,
Kasia

poniedziałek, 28 stycznia 2013

Rozdział 2- "Witaj moja kochana! Jak się spało?"


Macie tutaj swój wyczekiwany rozdział :D Dzisiaj dedykuję go wszystkim komentującym <3 Wasze komentarze motywują mnie do dalszej pracy :]
_________________________________________________________________________

Zobaczyła nikogo innego jak…
-Wood?! Co ty tu robisz?!
-Przyszedłem, mogę się dosiąść?
-Jasne, siadaj! –i poklepała ręką miejsce obok siebie.
-Czemu płakałaś?
-Ja? Nie! Coś ci się zdaje!
-Płakałaś, masz całe spuchnięte oczy, czemu?
-No dobra… Płakałam…
-Dlaczego taka ładna dziewczyna jak ty płakała?
-Bo coś mnie podkusiło, żeby iść do biblioteki i tam znalazłam jakieś liściki do mnie i róże… i bałam się, że ktoś może być moim maniakiem… Ale to nie ty, prawda?
-Jasne, że nie! Co ci wpadło do głowy? Nie jestem na tyle głupi! Ale mówię ci, nie idź tam. Gdyby to był któryś z bliźniaków to bym ci powiedział, ale to na pewno nie oni!
-Wiesz co Oliver, dzięki, że jesteś.
Przytuliła się do niego. Jak do starego przyjaciela. Odwzajemnił uścisk. Amy poczuła, że nie jest opuszczona. Brakowało jej kogoś od kogo dostanie odrobinę ciepła.
-Chodź Amy, jest ci pewnie zimno.
-Jakbyś czytał mi w myślach. Chodźmy już.
Szli razem, ale w ciszy. Nie przeszkadzało im to. Czasami cisza potrafiła zdziałać cuda. Wood zaprowadził ją aż do lochów.
-Dzięki, że ze mną byłeś! –powiedziała i cmoknęła go w policzek.
-Nie ma sprawy, polecam się na przyszłość!- powiedział i odwzajemnił gest.
Blondynka wypowiedziała hasło i weszła do środka. Nie było tu dużo osób. Byli jedynie starsi Ślizgoni, którzy słuchali jakiegoś głosu z ciekawością.
-… ale to nie wszystko! Później przyłożyłam mu w brzuch!
Wszyscy zaczęli się śmiać. Do czternastolatki docierało czyj to głos.
-Witam towarzystwo, witam pannę Annie, czy coś mnie ominęło?
-No więc –zaczął przez śmiech siódmoklasista Jonathan- Nott zaczął straszyć Ann i przycisnął ją do ściany, a ona kopnęła go w krocze –i ponownie wybuchnął śmiechem.
Amy stała jak wryta, ale po chwili sama parsknęła śmiechem. To było niewyobrażalne, żeby taka mała dziewczynka, aż tak przywaliła komuś kto był wyższy nawet od blondynki. I wtedy Teodor szedł do pokoju wspólnego. Wszyscy zaczęli się śmiać, a czternastolatce zaczęły lecieć z oczu łzy. Zapomniała nawet o spotkaniu o północy. Cieszyła się, że Annie zyskała nowe znajomości. Żylasty brunet obrzucił nas gniewnym spojrzeniem i poszedł do dormitorium. Wszyscy posiedzieli jeszcze z dwadzieścia minut i poszli do swoich dormitoriów. Amy od razu wzięła piżamę i poszła do łazienki. „Jakie szczęście, że jutro sobota, nie często się to zdarza” myślała. W tym roku 1 września wypadał w piątek, więc 2 to sobota. Zdjęła brudne ubranie i weszła pod prysznic. Wykonała wszystkie czynności mycia się, a później wyszła spod prysznica stając na dywanik. Końcówki jej włosów były mokre, ale i tak niedługo wyschną. Nałożyła wełnianą piżamę składającą się z ¾ spodenek w kolorze żółtym z pomarańczowymi kropkami i do kompletu żółtą bluzkę z żyrafą na środku. Rozczesała swoje długie włosy, po czym związała je w prosty kucyk, w końcu jeszcze nie szła spać. Wyszła z łazienki, odłożyła swoje ubranie i usiadła na łóżko myśląc o dzisiejszym dniu. „Najpierw poznałam Annie, pokonałam Notta, Annie zgubiła różdżkę, Wood mi pomógł, zaprzyjaźniłam się z bliźniakami, Nott mnie straszył, chłopcy mnie uratowali, głupie liściki w bibliotece, Wood mi pomógł już drugi raz dzisiaj, Ann przyłożyła dla Notta, ciekawy dzień” myślała. Spojrzała na zegarek, dochodziła północ. Blondynka położyła się, przykryła kołdrą i momentalnie zasnęła.
Wstałam i spojrzałam na zegarek, była 3.00. Nie wiedziałam co się ze mną dzieje, ale coś mnie kusiło, żeby zejść na dół. Oczywiście nic tam nie było, no tak moja wyobraźnia. I wtedy ujrzałam to, to był rząd moich przyjaciół. Stali tam po kolei Malfoy, Wood, Nott (co on tam robił?!), Fred i Ann.
-O co tu chodzi?! –zapytałam.
-Musisz wybrać jednego z tych chłopaków, z którym zostaniesz na całe życie, z którym będziesz szczęśliwa. –najspokojniej w świecie wytłumaczyła jedenastolatka.
-Więc co ty tutaj robisz?!
-Ja tylko uświadamiam Cię przed jakim wyborem staniesz w przyszłości.
-Mam wybrać z kim chce być?!
-Tak.
To była najtrudniejsza decyzja w moim życiu. Nigdy nie sądziłam, że wybranie chłopaka będzie tak okropne. Każdy był cudowny, oprócz Notta. Cały czas dręczyło mnie pytanie, co u licha on tu robi?! I wtedy świat zawirował. Czułam jakby ktoś mnie całował, a był to…”
Wtedy Amy się obudziła. Oddychała szybko i głośno. Szybko wstała, nałożyła kapcie i popędziła do pokoju wspólnego. Nie wiedziała czemu, ale coś ją tam ciągnęło. Spojrzała na wiszący na ścianie zegarek. Wskazywał 4.00. Wtedy dziewczyna zobaczyła liścik, a jego treść brzmiała następująca:
„Jednak nie przyszłaś, szkoda… Oczekuję na ciebie w starej i opuszczonej klasie, przychodź teraz.”
Można powiedzieć, że oczy Amy wyłaziły z orbity. Jak najszybciej mogła wbiegła do łazienki. Wykonała szybką, poranną toaletę i nałożyła białą koszulkę na ramiączkach, na nią sweterek oraz czarne rurki i zielone vansy. Włosów nawet nie ruszyła, były w tym samym roztrzepanym kucyku co wczoraj wieczorem. Popędziła na drugie piętro. Nie myślała co robi, wiedziała, że tam znajdzie odpowiedź na wszystko co ją dręczy. Wtedy zobaczyła stare i drewniane drzwi. Pchnęła je lekko po czym zobaczyła kogoś kogo się nie spodziewała.
-George?! Co ty u licha tu robisz?!
-Tłumaczę ci to co chcesz Amy, pokażę Ci coś.
Mówił tak spokojnie jakby był kimś innym. Amy nie znała go od tej strony. On wyciągnął rękę w jej stronie. Popatrzyła na niego swoimi wielkimi i niebieskimi oczami. Zdawało się, że potrafią hipnotyzować. Po chwili niepewnie ale jednak chwyciła jego dłoń. On od razu pociągnął ją za sobą. Biegli tak w ciszy, ale wcale im to nie przeszkadzało. Czasami milczenie pomaga. W końcu doszli do pewnego pomieszczenia. Chłopak niepewnie popchnął drzwi. Cisza dzwoniła w uszach.
-Widzisz ten zakryty kształ? To jest lustro Ain Eingarp. Ono nie pokazuje ciebie, ono pokazuje to, co najbardziej chciałabyś zobaczyć. „Nie odbija twarzą lecz myślami” –powiedział George.
-Czyli zobaczę w nim to, czego najbardziej pragnę? Nawet jeśli o tym nie wiem?
-Można tak powiedzieć. Zobaczysz swoje najbardziej ukryte pragnienia. Nie musisz mi o tym mówić, ale proszę cie o jedno. Nie mów nikomu o tym miejscu.
-Dobrze… Ale mam pewne pytanie, nie musisz odpowiadać jeśli nie chcesz, ale co ty w nim widzisz?
-Ja… Och, to trochę skomplikowane… Ja widzę tam siebie i Freda i Wooda i Lee, oraz Angelinę, Katie, Alicję i ciebie…
-Mnie?! Co ja robię w twoich pragnieniach?
-Sam nie wiem, może jesteś moją przyjaciółką? Nie myślałaś o tym nigdy? Ostatnim czasem zachowywaliśmy się jak prawdziwi przyjaciele. Nie zauważyłaś?
-Rzeczywiście… Przepraszam cię za ten wybuch, nie wiem co mnie napadło…
-Dobra, a jesteś gotowa na odkrycie lustra?
-Tak-k… Jestem!
I wtedy George zdjął ten kawał materiału. Amy spojrzała w lustro i to co ujrzała kompletnie zbiło ją z tropu. Siedziała sama, a wokół niej całowało się wiele innych par.
-George… Ale to nie jest moje skryte marzenie!
-Wiem Amy, ale pokazałem ci to, żebyś nie obracała chłopaków wokół palca i wybrała w końcu jednego. Tak może skończyć się twoje życie, umrzesz w samotności.
Blondynce łzy kapały z oczu. Różne myśli krążyły jej po głowie. Szybko wyszła i skierowała się  w stronę pokoju wspólnego Krukonów. Kiedy już doszła poznała ten widok, to były drzwi do Krukonów. Jak zwykle „zapukała” w drzwi i usłyszała pytanie.
-Co było pierwsze, ogień czy feniks?
-Eee… Chyba… Chwila! To jest podchwytliwe! Koło nie ma początku!
-Zapraszam do środka!
Dziewczyna weszła do pomieszczenia, wszystko było jak dawniej. Górowały tu brązowy i niebieski. Stały tam kanapy i stoły. Był to pokój większy niż inne. Amy weszła na schody prowadzące do dormitorium dziewczyn. Wtedy zobaczyła pokój numer 5, a na drzwiach do niego plakietkę
„Cho Chang, Marietta Edgecombe, Padma Patil, Luna Lovegood”
Czternastolatka cicho zapukała w drzwi i czekała, aż jej ktoś otworzy. W końcu ktoś to zrobił, a tym kimś była Luna.
-Witaj Emily, przyszłaś do Padmy?
-Witaj Luno. Tak, a ty już nie śpisz?
-Nie, jestem porannym ptaszkiem. Muszę się budzić wcześnie, żeby gnębiwstryki nie wleciały mi do mózgu.
-Przepraszam, ale za bardzo nie wiem czym są gnębiwstryki.
-Najpierw wejdź do środka, a później ci wytłumaczę. –dziewczyny weszły do środka- Są to małe stworzenia wlatujące do mózgu i mieszające ci w głowie.
-Rozumiem… Pozwolisz, że obudzę Padmę, muszę z nią porozmawiać.
-Proszę bardzo.
Blondynka podeszła do swojej przyjaciółki i ściągnęła z niej kołdrę. Ta natychmiast wstała i spojrzała na Amy wzrokiem mordercy.
-Witaj moja kochana! Jak się spało? –spytała blondynka ledwo nie wybuchając śmiechem.
-Bardzo dobrze, wiesz co tam jest motyl –Amy odwróciła się- Aquamenti! –krzyknęła Padma.
-Pożałujesz tego!
Wtedy zaczęła się wojna. Dziewczyny biegały po dormitorium, a później zbiegły do Pokoju Wspólnego. Swoimi wrzaskami zbudziły wielu uczniów. Twarzy wielu osób zaczęły wyglądać przez drzwi do dormitorium. Widać było na nich wyraz wściekłości.
-To może my już pójdziemy, hehe. –powiedziała Amy.
-Jasne, tylko daj mi się przebrać.
Wtedy Padma popędziła na górę. Blondynka czekała na nią 10 minut, po czym wzięły się pod ręce i w podskokach opuściły pokój wspólny. Skierowały się na błonia i usiadły pod drzewem po czym Padma powiedziała.
-Opowiadaj co się stało!
Wtedy Amy zaczęła opowiadać całą historię. Oczywiście nie obyło się bez żadnych dziwnych min. Po tym wszystkim zapadła cisza.
-Amy, chodźmy do zamku, mam dziwne przeczucia, że zaraz coś się stanie!
-Nie panikuj, co nam się może stać?
-No nie wiem, a jak ktoś nas zaatakuje?
-Wątpię w to, chyba nasłuchałaś się za dużo strasznych historyjek!
-Ale proszę cię! Ja naprawdę mam dziwne przeczucia!
-No dobrze, chodźmy!
Szły krok w krok. Panowała cisza, ale nie była ona niezręczna. Czasami nawet najlepsze przyjaciółki musiały pomilczeć. Kiedy już weszły do zamku zobaczyły coś co wydawało się bardzo dziwne. Szybko schowały się za zbroje. W końcu każdy by się zdziwił gdyby zobaczył jak Malfoy całuje Annie! W końcu w blondynce pękło i uśmiechała się od ucha do ucha, aż w końcu postanowiła, że kiedy tylko oderwą się od siebie pogratuluje im. Padma poszła do dormitorium, a ona stała tam i czekała. W końcu nowi zakochani oderwali się od siebie i zobaczyli wychodzącą zza zbroi wilę.
-No, no! Nie spodziewałam się tego po was! Ale co mam zrobić, jak nie życzyć wam szczęścia! Gratuluję!
-Dziękujemy Amy! Przejdziesz się z nami na śniadanie? –powiedziała ucieszona Ann.
-Jasne, że tak!
Cała trójka ruszyła do Wielkiej Sali. Draco i Annie trzymali się za ręce, więc wchodząc do Sali nie obyło się bez oklasków Ślizgonów. Czternastolatka skierowała swój wzrok w stronę Gryfonów, a dokładniej George’a. Zobaczyła go na końcu stołu jak siedział z Angeliną trzymając się za ręce. I wtedy do niej dotarło. „No tak! Czemu ja wcześniej o tym nie pomyślałam?! George widział nas wszystkich, ale każdego z inną osobą! On z Angeliną, Lee z Alicją, Wood zapewne z Katie, więc ja z Fredem?! To niedorzeczne!” myślała. Podniosła głowę wysoko, przeprosiła na chwilę przyjaciół i dumnym krokiem ruszyła w stronę Gryfonów. Wszyscy patrzyli teraz na nią. Nie obchodziło jej to. Podeszła do straszego bliźniaka nachyliła się i powiedziała:
-Gratulacje, spełniłeś jedno marzenie, spełniaj resztę. Chociaż nie… Te ostatnie się nie spełni! –mówiła tak, że tylko on mógł to usłyszeć.
-Ale jak ty to…
-Wytłumaczę ci, ale spotkajmy się o 9.30 w tym pokoju.
Wtedy podniosła głowę i udała się do stołu Ślizgonów. Wiedziała, że Dracon będzie się jej czepiał, ale nie przeszkadzało jej to. Usiadła i nałożyła sobie puddingu. Delektowała się każdym kęsem tego wspaniałego dania. Kiedy już zjadła wypiła szklankę dyniowego soku i udała się do dormitorium. Doszła do wniosku, że cały czas miała nieuczesane włosy. Rozpuściła je i uczesała szczotką. Postanowiła, że nie będzie ich wiązać, dzisiaj da im spokój. Na zegarku była 9.15. Blondynka wyszła z dormitorium. Udała się schodami na górę. Trochę zajęło jej znalezienie tego pokoju, ale udało się. Otworzyła drzwi, a George tam siedział.
-Wytłumaczysz mi jak się tego dowiedziałaś?
-Dobrze, to nie było trudne. Kiedy zobaczyłam ciebie i Angelinę trzymających się za ręce zrozumiałam. Przykro mi George, ale nie będę z Fredem…
-Ale bylibyście cudowną parą!
-Tak ci się tylko wydaje! Ja jestem Ślizgonką, a on Gryfonem! Ten związek nie miałby przyszłości!
-Miałby! Musiałabyś tylko w to uwierzyć!
-Nie sądzę! Więc daj mi w końcu święty spokój!
I wtedy stało się to… George ściągnął zasłonę z lustra, a Amy momentalnie sparaliżowało. Zobaczyła coś innego niż myślała. Widziała siebie i Freda całujących się. Nagle odzyskała rozum. Od razu wybiegła z pokoju i popędziła do łazienki Jęczącej Marty. Usiadła przy jednej z umywalek i płakała. „To nie może być prawda, ja nie chcę być z Fredem, on coś majstrował przy tym lustrze” wmawiała sobie w myślach. Ale przeznaczenia nie oszukasz, taka była prawda. Nagle ktoś wszedł do łazienki i usiadł obok czternastolatki. Ona podniosła głowę i zobaczyła piękne czekoladowe oczy patrzące prosto na nią.
-Czego ty ode mnie chcesz Fred?!
-Niczego, po prostu chcę cie pocieszyć.
Jego ton był nad wyraz spokojny. Uśmiechał się cały czas, a jego uśmiech był bardzo kojący. On wstał i wystawił rękę w stronę dziewczyny. Lekko ją ujęła i od razu się podniosła. Szli tak w ciszy i o dziwo nie napotkali się na nikogo. W końcu odezwała się Amy:
-Fred, dziękuję, że przy mnie byłeś, ale teraz muszę iść do dormitorium, nie musisz mnie odprowadzać.
On tylko pokiwał głową na znak, że się zgadza. Uśmiechnęła się do niego przyjaźnie i poszła. Cały czas czuła jakby ktoś ją śledził, ale uważała, że to jakieś zwidy. I wtedy ktoś krzyknął „Sectumspera!” a dziewczyna leżała nieprzytomna na ziemi, a z każdej części ciała sączyła się krew…


______________________________________________________________________
Podoba się? To zostaw komentarz :D

niedziela, 27 stycznia 2013

Ogłoszenie :P

Hej wszystkim!
Mam do was pewną prośbę.
Biorę udział w konkursie i bardzo chciałabym wygrać :>
Jeśli chcecie mi pomóc to lajkujcie mój komentarz (Kasia Marcińczyk)
na tej stronie:
https://www.facebook.com/photo.php?fbid=523057404394181&set=a.442416129124976.104209.424806310885958&type=1&permPage=1
Dla was to chwila, dla mnie wygrany konkurs ^.^
Dziękuję wszystkim, którzy dadzą lajka :*

Kasia ;)

PS. Nowy rozdział pojawi się jutro, bo miałam okropnie aktywny weekend i nie zdążyłam dużo napisać :[

piątek, 25 stycznia 2013

Rozdział 1- "Hej blondi, nie ma co się smucić!

Macie nową notkę ^.^ Dzięki Klaudii, która pomogła mi i wysłała widniejący nagłówek :) Dzięki też wam wszystkim za komentarze, dzięki nim szczerze się do komputera :) A dedyk dla mojej facebookowej Ginny <Madzi> żeby już nie smutała :* I Klaudii za pomoc :) Zapraszam do czytania :)
________________________________________________________________________


~Przenieśmy się do czasu, kiedy to nasza bohaterka rozpoczynała 4 rok~
~Był ranek, 1 września~
Amy wstała wcześnie rano. „No tak, te wakacje mnie strasznie wymęczyły” -pomyślała. Na samym początku pojechała z rodziną na tydzień nad morze. Później na dwa tygodnie przyjechały do niej bliźniaczki Patil, nadal były najlepszymi przyjaciółkami. Kolejny tydzień należał do Malfoy’ów. Jak ona nie lubiła tej rodziny. Natomiast sam Draco był spoko. Później dwa tygodnie u Weasley’ów. Byli fajni, ale nie lubiła kawałów bliźniaków, przynajmniej wtedy, kiedy robiły komuś krzywdę. Przedostatni tydzień spędziła u bliźniaczek Patil, a ostatni w domu. Jane miała już 6 lat, ale i tak kochała siostrę tak samo jak 4 lata temu. Usztatek natomiast wyrósł na dużego i grubego kota. Był leniwy, ale i tak kochany. Ale wróćmy do naszej bohaterki, ona zmieniła się i to chyba najbardziej. Jej włosy sięgały aż do bioder, nabrały jeszcze bardziej złocistego koloru i były równie grube. Twarz nie zmieniła się za bardzo. Ale musiała przyznać, że nadal była chuda, lecz okropnie wysoka. Była prawie równa z bliźniakami. Wyciągnęła z szafy ubranie i poszła do łazienki. Napuściła całą wannę wody i wlała do niej różne płyny. Leżąc tak myślała jaki będzie ten rok. Wreszcie wyszła z wanny, owinęła się ręcznikiem i stanęła przed lustrem. Wyglądała okropnie, miała wory pod oczami. Następnie ubrała się w krótkie, niebieskie spodenki, koszulkę z kotkami i zielone vansy. Włosy zaplotła w warkocz, jej ulubioną fryzurę. Rzęsy przejechała lekko tuszem, a na usta nałożyła błyszczyk. Nie musiała się dużo malować, aby być piękna, w końcu była wilą. Na koniec popryskała się swoimi ulubionymi, truskawkowymi perfumami. Już gotowa zeszła na dół.
-Amy, Amy! –to była Jane- Tata mi mówił, że nie przyjeżdżasz na święta! Dlaczego?!
-Cześc Jane! W tym roku, w szkole będzie taki Turniej, a w święta będzie organizowany bal. Chciałabym być na nim, ale jeśli coś nie wypali to przyjadę, dobrze?
-Tak! Aby coś nie wypaliło!
Zaśmiałam się. To prawdziwy cud mieć taką siostrę. Zjadłam tosty i poszłam do salonu. Wszystko było jak zawsze, długa, skórzana sofa rozciągała się tuż przed kominkiem. W lewym kącie stał stolik, a obok dwa fotele. Wzdłuż ściany ciągnęła się biblioteczka. Były tam przeróżne książki, te mugolskie jak i czarodziejskie. Naprzeciw kominka były wielkie szklane drzwi prowadzące na taras. Było tam też wiele drobiazgów, wręcz za dużo żeby wymieniać. Wzięła pomocniczą księgę zaklęć i ruszyła schodami do swojego pokoju. Wiedziała, że będzie za nim tęsknić.  Naprzeciw drzwi wejściowych były drugie, prowadzące na balkon. Obok drzwi balkonowych stało pojedyncze łóżko, ładnie pościelone w różową pościel. Naprzeciw łóżka było biurko. Stała tam też duża szafa, w której wszystko było poukładane. Był jeszcze fotel, półka z książkami i fortepian. Amy wyszła na balkon. Wdychała świeże powietrze, w końcu mieszkała w wielkim, trzy piętrowym domu na wsi. Jej rodzice pracowali w ministerstwie. Kiedy ich nie było Jane zajmowała się babcia. Dziewczyna usiadła na jednym z krzeseł, podparła ręce na stoliku i patrzyła przed siebie. Usłyszała ciche pukanie. Od razu się obróciła. Zobaczyła swoją młodszą siostre.
-Cześć Amy, możemy pogadać?
-Jasne. A o czym chcesz?
-Jak jest w tym Slytherinie?
-No wiesz… Będę już tam 4 rok, jakoś da się wytrzymać.
-Nie masz tam przyjaciół?
-No, nie do końca. Mam tylko jednego, nazywa się Draco.
-A żadnej przyjaciółki?
-Nie… Przyjaźnię się z Padmą i Parvati, ale lepszy kontakt mam z Padmą.
-No właściwie, one są super!
-Też je lubię!
Obydwie wybuchnęły śmiechem. A był on tak zaraźliwy, że nawet Malfoy i Snape śmieliby się. Dziewczyny rozmawiały długo, ale wiedziały, że muszą już schodzić. Amy wzięła kufer i walizkę, a Jane kota. Jak co roku wiozły ich samochody z ministerstwa. Wszystko zostało spakowane do bagażnika, natomiast kot jak zwykle leżał na kolanach czternastolatki.  Kiedy dojechali już na miejsce, dziewczyna pożegnała się z rodzicami i siostrą tuż przed dworcem. Oni poszli na zakupy, ona na peron. Nie spotkała żadnego znajomego, więc udała się na peron. Przeszła przez murek między peronami 9 i 10. Od razu spostrzegła tabliczkę z napisem Peron 9 i ¾ . Zobaczyła wielu czarodziei żegnających się z rodziną. Ale od razu wpadła jej w oko mała dziewczynka, brunetka. Ona płakała. Blondynka podeszła do niej.
-Hej! Co się stało? -zapytała.
-Ja się boję… -mówiła przez płacz- Pierwszy raz idę do Hogwartu i nie spotkam rodziców do świąt. Zresztą był tu jakiś chłopak i żartował ze mnie.
-Nie masz się czego martwić. A wiesz jak wyglądał ten chłopak?
-Tak… On był wysoki, miał czarne włosy i odznakę ze Slytherinu…
-Nott! A to głupek! Czekaj tu na mnie, za chwilę wrócę!
Dziewczynka tylko pokiwała głową. Blondynka wstała i zaczęła szukać wzrokiem Notta. Zobaczyła go jak opierał się o jeden z murków.
-Nott! Ty debilu!
-Nie złość się piękna, złość piękności szkodzi.
-Ty mi tutaj nie mów co mam robić! –przycisnęła go do murku- Czemu obrażałeś tę dziewczynkę?!
-Ałł! To boli! Puść mnie! Ja nikogo nie obrażałem!
-Nie puszczę! Jesteś gnojkiem! –przycisnęła go jeszcze mocniej- A teraz masz ją przeprosi ć!
-Jak mam ją przeprosić skoro ty mnie trzymasz?!
Wtedy szarpnęła go z całej siły i chwyciła za kołnierz. Całej sytuacji przyglądali się uczniowie i rodzice. Wiedzieli, że Nott jest silny, ale siła zdenerwowanej Amy jest potężniejsza. Ciągnęła go tak, aż do dziewczynki.
-No hej! Wróciłam! To ten chłopak? –zapytała.
Pokiwała głową.
-Teodorze! Masz ją przeprosić!
-Yyyyy… Przepraszam? –powiedział i wyciągnął dłoń na znak przeprosin.
Dziewczyna potrząsnęła jego dłonią. Blondyna puściła go, a ten uciekł w popłochu.
-Jak się nazywasz? –zapytała nieśmiało dziewczynka.
Amy kucnęła obok niej. Uśmiechnęła się szeroko i powiedziała:
-Jestem Emily, ale mów mi Amy. A ty, jak się nazywasz?
-Jestem  Ann.
-Chodź Ann, pociąg niedługo odjeżdża.
Wstała i pociągnęła ją za rękę. Obydwie zabrały swoje kufry, kociołki, zwierzaki i weszły do pociągu. Zajęły pierwszy wolny przedział i wtedy Amy zobaczyła Padme i Parvati.
-Dziewczyny! –wrzasnęła na pół pociągu.
Od razu je przytuliła i przedstawiła Ann. Przez dobre 20 minut opowiadały jej o Hogwarcie. Jedenastolatka zaczęła szukać czegoś w walizce. Nagle rozległ się jej płacz.
-Annie, co się stało? –zapytała Parvati.
-Ja nie mam różdżki! Nie wiem gdzie ona jest! –mówiła przez płacz dziewczynka.
-Nie martw się, ja już to załatwię. A teraz czekajcie tu na mnie. Obiecuję, że wrócę z różdżką. –i wybiegła.
Szła cały czas przed siebie szukając odpowiedniego przedziału. „Tu nie, tu nie, i tu też nie! Gdzie oni są?!” myślała. I wtedy zobaczyła odpowiednie osoby. Otworzyła drzwi, weszła do środka i zaczęła:
-Cześć wam! Nawet nie odpowiecie? No trudno już… Ale mam do was pewną prośbę, a dokładniej do Olivera. Fred rusz ten tyłek i zrób mi miejsce! –powiedziała i usiadła obok jednego z rudzielców.
-Co ty znowu chcesz?!- prawie krzyknął Wood.
-Może trochę ładniej, co? Ale przejdę do rzeczy. Kojarzycie tą akcję ze mną i Nottem? –pokiwali głowami- A więc on miał przeprosić pewną dziewczynkę, i ona weszła ze mną do pociągu, ale wcześniej ktoś jej wytrąciła różdżkę i teraz płacze. Więc Oliver, jesteś na siódmym roku, więc czy mógłbyś się teleportować na peron i poszukać jej różdżki?
-Słucham?! Chyba śnisz! –odkrzyknął zaskoczony.
-Nie, nie śnię, żyję na jawie. Ale co ci szkodzi? Może mam ją tu przyprowadzić? –i w tej chwili zniknął.
Fred, George i Lee popatrzyli na mnie, później po sobie i znowu na mnie. Ja tylko się uśmiechałam.
-Co się tak patrzycie? Wili nie widzieliście nigdy? – zapytała Amy.
-Widzieliśmy, ale nigdy nie widzieliśmy, żeby ktoś tak zmanipulował Wooda. To trochę dziwne… -powiedział Fred.
-Ajj, Fred… Chyba nie słyszałeś nigdy płaczu dziecka? Jak byłam mała to rodzice wozili mnie i moją młodszą siostrę do Wooda, i tam zawsze się biliśmy, a kiedy on wygrywał Jane zaczynała płakać. Od tamtej pory biedny Oli ma traumę na płaczące dzieci. –wyjaśniła dziewczyna.
Dla chłopaków wydawało się to dziwne, nawet bardzo. Ale nic nie mówili na te temat. Minęło trochę czasu zanim wrócił Wood, więc wtedy Amy kupiła fasolki wszystkich smaków i zaczęła się zabawa. Jedli fasolki i śmieli się z  tego, jakie smaki trafiały się innym. Czuli się w swojej obecności świetnie, zapomnieli nawet o tym, że czternastolatka jest Ślizgonką i wilą. Zachowywali się jak najlepsi przyjaciele. Jakieś 20 minut potem zjawił się Oliver. Dziewczyna podziękowała mu za znalezienie różdżki, wzięła ją od niego i dała buziaka w policzek wszystkim chłopakom. W podskokach wyszła z przedziału i od razu natknęła się na Notta.
-Cześć śliczna! Czemu wracasz z peronu Gryfonów?!
-Cześć brzydalu! A co cię to obchodzi?! Pilnuj własnego tyłka!
-Może ładniej się do mnie odnoś, ok?
-Nie! Nie zasłużyłeś!
Wtedy przycisnął ją do ściany…
-Puszczaj kretynie!
-Najpierw daj mi buziaka!
-Chciałoby się idioto!
-To zrobimy to na siłę!
I w tym momencie z przedziału wypadli bliźniacy, Lee i Wood. Drętwota uderzyła w plecy Notta. Amy od razu pobiegła w stronę chłopaków i weszła do przedziału. Zaczęła płakać. W tym momencie ktoś usiadł obok niej, to był Fred.
-Hej, blondi, nie ma co się smucić! –dodał z otuchą.
Na jej twarzy od razu zawitał uśmiech. Nikt w życiu nie mówił jej, że jest blondi. To było jedna z odmian w jej życiu. Ktoś zdołał ją rozweselić jednym wyrazem. Jej niebieskie oczy chociaż były spuchnięte pokazywały, że są wesołe. Nie czekając dłużej wstała, podziękowała chłopakom za ratunek i wyszła. Skierowała się prosto do swojego przedziału, ale po drodze spotkała kogoś, a dokładniej Mafoy’a.
-Cześć Amy! Widziałem jak na peronie przyłożyłaś Nottowi! Niezłe to było!
Draco,  przyjaciel Amy od pierwszej klasy. Ona potrafiła przestawić go na lepsze… Jeśli chciała…
-Cześć Draco! Dziękuje bardzo! Wiesz co, jednak nie pójdziemy razem na bal jak to planowaliśmy w wakacje…
-Czemu? Och… Rzeczywiście…
Po czym oboje parsknęli  śmiechem. Amy miała przynajmniej 185 cm, a Draco był od niej o wiele niższy. Ale to nie koniec, dziewczyna planowała założyć na bal szpilki, i zmartwieniem było to czy znajdzie odpowiedniego chłopaka. Ale wtedy przypomniało jej się co musi zrobić.
-Draco, przepraszam cię, ale obiecałam pewnej dziewczynce, że coś zrobię i muszę biec!
On tylko kiwnął głową. Ona od razu pobiegła do swojego przedziału. Kiedy już tam wpadła dała różdżkę Annie.
-Przepraszam, że mnie tak długo nie było, ale miałam pewien problem… - wtedy opowiedziała im o wszystkim.
Wywołało to spore wrażenie, ale nikt o nic nie pytał. W końcu przyszedł czas przebrać się w szkolne szaty. Amy nałożyła szatę z naszywką z godłem Slytherinu i krawat Ślizgonów, który zwiesiła lekko na szyi. Parvati z Padmą prawie tak samo, tyle, że inne barwy. Natomiast Annie nałożyła szatę bez naszywki i krawatu. W końcu nie była jeszcze przydzielona. Reszta podróży minęła szybko, nie zorientowały się nawet, że już dojeżdżają do Hogwartu. Wszystkie wysiadły z pociągu, Ann poszła do Hagrida, a czternastolatki wsiadły do pierwszego powozu i ruszyły.
-Jestem ciekawa, gdzie trafi Ann, a wy? –zaczęła panna Hall.
-Sądzę, że Hufflepuff, ona jest taka mała i nieśmiała! –powiedziała Padma.
Dziewczyny całą drogę dyskutowały o balu, o Turnieju, o chłopakach i wielu innych rzeczach. Dojazd do szkoły zleciał bardzo szybko. Nim się zorientowały wysiadały już z powozu i szły w stronę zamku. Każda z dziewczyn usiadła przy innym stole, to była jedyna wada ich przyjaźni, nie mogły usiąść obok siebie w Wielkiej Sali. Amy usiadła obok Dracona, a jedna z jej stron była wolna.
-Cześć Amy! Czemu nie siedziałaś razem z nami?!
To była Pansy. Wila nienawidziła jej z całego serca. To była okropna zazdrośnica i zawsze miała pretensje do Amy, że przyjaźni się z Gryfonką i Krukonką. Dziewczyna nawet się do niej nie odezwała. Drzwi Wielkiej Sali otworzyły się, a weszła tam prof. McGonagall i pierwszoroczniacy. Była tam pewna dziewczynka, która wyróżniała się z tłumu, a była to oczywiście Annie. Była bardzo przestraszona, natomiast Amy uśmiechała się od ucha do ucha. Tiara odśpiewała swoją pieśń, pani profesor wytłumaczyła o co chodzi i zaczęła wyczytywać kolejne nazwiska, jak się okazało Adams, Ann była pierwsza. Tiara trochę się zastanawiała po czym krzyknęła „SLYTHERIN” . Blondynka jako pierwsza zaczęła klaskać, ale po chwili doszła do niej reszta. Brunetka zadowolona usiadła obok jasnowłosej.
-Brawo Ann! Teraz nie będziesz miała problemów! A jak ktoś ci będzie dokuczał to powiedz to mi lub temu blondasiowi. –powiedziała wskazując ręką na Malfoy’a.
Dziewczyna zaśmiała się, a Malfoy chciał zamrozić mnie wzrokiem.
-Tylko nie blondasiowi, ok? Jestem Drac, Draco Malfoy. –powiedział i wyciągnął rękę w stronę Ann.
-Jestem Ann, Ann Adams. –powiedziała i ujęła jego rękę.
-Fajnie, że się poznaliście, ale teraz z łaski swojej zabierzcie te ręce bo nie mam jak jeść!- dopowiedziała Amy.
Cała trójka zaczęła się śmiać. Mało kto umiał doprowadzić Malfoy’a do uśmiechu. Ale niektórym się to udawało. Po bardzo sytej kolacji wszyscy zaczęli wychodzić z Wielkiej Sali.
-Wiecie co, ja musze coś załatwić, Draco, idź sam, przepraszam. –powiedziała Amy.
On tylko kiwnął głową. Dziewczyna skierowała się w stronę biblioteki. Nie wiedziała co ją tam ciągnęło. Powinna wracać, jednak tego nie zrobiła. Weszła do środka i zobaczyła pustkę. „Jak ja dawno tu nie byłam” pomyślała. Chciała wracać jednak coś cały czas ciągnęło ją dalej. Poszła do działu ksiąg zakazanych. Zobaczyła tam jakąś stara książkę pokrytą kurzem. Wyciągnęła ją i zobaczyła tytuł „Skutki eliksiru miłosnego”. Usiadła na fotelu, otworzyła książkę na środku i to co tam zobaczyła zaparło jej dech w piersiach. Była to jakaś karteczka zaadresowana do niej. Odwrócił ją i zaczęła czytać trchę niezgrabne i pochyłe pismo:
Droga Amy!
Nie wiesz kim jestem, to dobrze. Pamiętaj, że szukając osiągniesz sukces, a wszystkie twoje smutki odpłyną w dal. Tak samo, jak statki latające.
Dziewczyne zamurowało, nie było tam nawet podpisu. „O co temu komuś chodzi, i co to są statki latające?!” myślała. Zastanawiła się tam dobre 20 minut. W pewnej chwili zerwała się z fotela jak dzika i pobiegła w stronę działu literatury czarodziejskiej. „Czemu ja o tym wcześniej nie pomyślałam?! Przecież „Statki latające” to wiersz!” mówiła do siebie w myślach. Kiedy już dobiegła do półek z wierszami zobaczyła coś dziwnego. Na stoliku leżało około stu róż. Dziewczyna zaczęła wykonywać powolne kroki. W końcu ujęła róże, powąchała je i zobaczyła karteczkę.
Zrozumiałaś mnie, więc przyjdź o 00.00 tutaj, będę czekał…
Amy rozejrzała się dookoła. Od razu wybiegła z biblioteki i popędziła do dormitorium. Zobaczyła Dracona i Annie, ale nie miała ochoty się zatrzymywać. Wbiegła do dormitorium, nikogo nie było, wykorzystała tę okazje. Położyła się na swoje łóżko i zaczęła płakać. Nie wiedziała dlaczego, ale to wydawało jej się straszne. Dziwne myśli kłębiły jej się po głowie. Usłyszała jak ktoś wchodzi do dormitorium. Od razu rozległy się śmiechy. „To jest Pansy” myślała Amy. Blondynka wstała i wybiegła z pokoju. Szybko zerknęła na zegarek, była 19.00. Cisza nocna zaczynała się o 22.00, więc czternastolatka pobiegła szybko na błonia. Usiadła pod drzewem i myślała o tej całej aferze. Poczuła jak ktoś się do niej zbliża. Momentalnie wstała. Zobaczyła nikogo innego jak……….

________________________________________________________________________
Jak zamordujecie to nie dostaniecie kolejnego! I nie sądzę, że się domyslicie, chociaż.... xD Jak jesteście to zostawcie komentarz :)

czwartek, 24 stycznia 2013

Prolog


Na obrzeżach Surrey mieszka pewna rodzina, rodzina Hall. Z pozoru normalna, ale jednak nie do końca. Mieszka tam rodzinka czarodziejów: mama Elizabeth, tata Frank, dwie córki, 11 letnia Amy i 2 letnia Jane. Amy to wila, tak jak matka. I to o niej będzie ta historia.
Amy ma 11 lat i jest czarownicą czystej krwi. Ma długie i kręcone blond włosy. Nie jest ani wysoka, ani niska. Ma pełne usta i duże, niebieskie oczy. Zawsze ubiera się tak jak jej się podoba.  W tym roku po raz pierwszy idzie do Hogwartu. Marzy jej się trafić do Ravenclawu, tam gdzie jej rodzice.
                                             ~1 września, ranek~
Amy wstała o 8.00. W przed dzień spakowała wszystkie rzeczy, książki, szatę, różdżkę, a swojego kota do specjalnego kojca. Zeszła na dół, ma śniadanie. Zastała tam rodziców i Jane.
-Witaj słońce! –powiedziała pogodnie matka.
-Cześć-odpowiedziała i powąchała zapach unoszący się w kuchni-Czy dzisiaj na śniadanie będą naleśniki?
Dziewczyna kochała naleśniki. Było to jej ulubione danie, a wiedziała, że w Hogwarcie nie będzie naleśników. Raczej… Usiadła przy stole i zaczęła zajadać. Kiedy już skończyła postanowiła zapytać o to, co ją dręczyło.
-Mamo, tato, co będzie jak trafię do Slytherinu?
-Słoneczko, ależ nic. Jesteś bardzo ambitną czarownicą, nie musisz się przejmować. I tak będziemy cię kochać-odpowiedział ojciec.
Wiedziała, że matka go popiera, bo tylko się uśmiechała. Weszła na górę i od razu skierowała się do łazienki. Napuściła całą wannę gorącej wody i wlała tam truskawkowy płyn. Kiedy już się umyła rozczesała włosy, ubrała się w kwiatową sukienkę za kolano i pantofelki. Wiedziała, że było to trochę staromodne, ale podobał jej się taki styl. Włosy zaplotła w warkocza i związała kokardką. Nie malowała się jeszcze, w końcu miała tylko jedenaście lat. Kiedy już była gotowa zeszła na dół. Nie miała pojęcia jak dostaną się na peron. Spojrzała na zegarek, była 9.20. Usiadła na fotelu i zaczęła czytać książkę. W końcu wybiła upragniona 10.20. Amy wzięła swój kufer i ujęła Jane za rękę, a jej ojciec zabrał walizkę. Mama postanowiła, że weźmie kota. Dziewczyna zobaczyła jeden samochód. „No tak, samochód z ministerstwa” pomyślała. Wszystkie rzeczy spakowali do bagażnika, ale kota musieli wziąć do przodu. Zepsułby jeszcze coś, w końcu był jeszcze malutkim kotkiem.
-Amy, a jak się nazywa twój koteczek? –zapytała Jane.
-Hmm… Nawet nad tym nie myślałam- powiedziała nieśmiało- Jane, wybierz imię.
-Uszatek! Ma takie malutkie sterczące uszka! –powiedziała uśmiechnięta.
-Wspaniale!-krzyknęła z radością.
W końcu dojechali na King Cross. Cała rodzinka odprowadziła Amy aż na peron 9 i ¾ . Z przejściem nie było najmniejszych problemów. Pociąg niedługo odjeżdżał, więc nadszedł czas pożegnań. Najcięższy czas. Jane płakała niemiłosiernie. Sama Amy miała ochotę płakać, ale zachowała zimną krew. Pociąg zaczął gwizdać. Jedenastolatka szybko wsiadła do środka. Nie obyło się bez zbędnych uwag chłopców.  Kiedy przechodziła obok nich gwizdali z podziwem albo rzucali jakieś dziwne teksty na podryw. Pamiętała, co kiedyś mówiła jej mama „Skarbie, osoba, która naprawdę się w tobie zakocha, nie będzie zwracała uwagi na twój wygląd”. Obiecała sobie, że nie będzie wykorzystywać uroku wili, aby uwieść chłopaków. Zobaczyła wolny przedział i od razu go zajęła. Przez okno zobaczyła swoją rodzinkę. Pomachała im na pożegnanie. Pociąg ruszył. Chciała pobawić się z Usztkiem, ale spał. Nagle do przedziału weszły dwie dziewczyny, bliźniaczki. Miały czarne włosy i ciemną karnację. Ubrane były w normalne jeansy i niebieskie bluzki.
-Cześc! Jestem Amy, Amy Hall, a wy? –powiedziała z uśmiechem.
-Cześc! Ja jestem Parvati Patil!
-A ja Padma Patil!
-Pierwszy raz jedziecie do Hogwartu?
-Tak, a ty?
-Ja również.
Tak właśnie spędziły całą podróż. Jadły rzeczy zakupione z wózka, żartowały i rozmawiały. Ale wszystko dobre musi się skończyć. Przebrały się w szaty i wyszły z pociągu.
-Czołem pirszoroczni! Pirszoroczni tutaj! –wołał jakiś olbrzym.
Przeraziły się, ale kiedy podeszły bliżej zobaczyły wyraz sympatii na jego twarzy. Dziewczyny zrozumiały, że będą musiały popłynąć łódką. We trójkę weszły na pierwszą drewnianą łódkę, która od razu ruszyła. Im oczom ukazał się wspaniały widok. Wielki, śnieżny zamek z mnóstwem wież. Szczęki opadły prawie wszystkim. To było nie do opisania. Kiedy już wszyscy zeszli z łódek udali się do zamku. Stanęli przed wrotami Wielkiej Sali, a nagle ich oczom ukazała się pewna kobieta.
-Witam was pierwszoroczni! Jestem Minewra McGonagall, zastępca dyrektora. Niedługo przejdziecie przydział do domów, które są cztery. Hufflepuff lojalność sobie ceni! Ravenclaw bystrych przyjmuje! Gryffindor, tam kwitnie męstwa cnota! Slytherin, ambitnych ma u siebie! Zapraszam za mną!
Wtedy otworzyły się drzwi do Wielkiej Sali. Było tam cudownie. Stały tam cztery domy, było też zaczarowane sklepienie z tysiącem świec. Wszystkie oczy skierowane były w stronę pierwszoroczniaków. Natomiast większości chłopaków w stronę Amy. „No tak, jestem wilą. Muszę się przyzwyczaić” pomyślała. Profesor McGonagall wyjaśniła o co chodzi w ceremonii przydziału i zaczęła wyczytywać nazwiska. Aż w końcu nastała wyczekiwana przez naszą bohaterkę chwila.
-Hall, Emily!
„Czemu Emily?! Nie lubię takiego zwrotu…” myślała. Usiadła na stołeczku, a Tiara została nałożona jej na głowę.
„Ach… Wiele talentów, no tak. Ambitna, mądra, lojalna, odważna. No ale niech będzie! SLYTHERIN”
Wrzasnęła Tiara na całą salę.
-No tak, teraz zacznie się koszmar… -mruknęła pod nosem.


____________________________________________________________________________
Cześć :) Mam nadzieję, że spodobał wam się prolog mojej historii ;) Jeśli już jesteście to zostawcie komentarz, będę wiedziała czy mam dla kogo pisać ;P A czy ktoś z was umie zmieniać szablon? Jeśli tak to proszę o kontakt na gg :)